
Czy doświadczyliście kiedyś błogostanu po zjedzeniu posiłku ugotowanego
przez kogoś, kto w przygotowanie włożył całe swoje serce ? Nie ważne czy była
to mama, babcia, brat, przyjaciel czy nieznajomy. Nie ważne też tak naprawdę co
na tym talerzu się znalazło. Jeśli nakarmienie
Was i wspólne świętowanie przy jednym stole sprawiło gotującemu najwyższą
radość, Wy z pewnością odczuliście to zarówno podczas jedzenia, jak i po
posiłku. Dla kontrastu przypomnijcie sobie uczucie, jakie towarzyszyło Wam po
zjedzeniu na przykład w barze szybkiej obsługi. W zasadzie nie trzeba szukać aż
tak ekstremalnych i oczywistych przykładów. Wystarczy przywołać sytuację, w
której sami z obowiązku ugotowaliście sobie coś małowartościowego, po czym zjedliście
to szybko i nieuważnie. Ociężałość, senność czy problemy z trawieniem to tylko
jedne z wielu możliwych „atrakcji”,
jakie potem na Was czekały. Zastanawialiście się kiedyś jaka jest tego
przyczyna ? Czy na pewno chodzi tu tylko o składniki odżywcze lub ich brak ? A
może staracie się odżywiać zdrowo i racjonalnie, a mimo tego czujecie się źle
po jedzeniu ?
Ajurweda czyli starożytna holistyczna medycyna hinduska uczy,
że nawet najzdrowszy produkt i najskuteczniejszy lek, mogą stać się trucizną,
jeśli spożywane są w nieodpowiedni sposób i/lub w nadmiarze. Jedzenie dostarcza
nam energii. Buduje nasze komórki, ale także wpływa na nasz umysł i
samopoczucie. Instynktownie wiemy, że kiedy jest nam zimno, powinniśmy wypić
rozgrzewającą imbirówkę z miodem. Latem zaś chętniej sięgamy po surowe owoce,
które schładzają nas i orzeźwiają. Każdy pokarm, który spożywamy oddziałuje na
nas w określony sposób. Co więcej my sami również mamy wpływ na przygotowywany
przez nas pokarm. Jeśli gotujemy, kiedy nie mamy na to ochoty, jesteśmy
poddenerwowani lub źli, jedzenie ewidentnie smakuje gorzej. Oto właśnie cała
tajemnica babcinych obiadów i jednocześnie fastfoodowej niestrawności. Poprzez pożywienie
przekazujemy swoim odbiorcom odrobinę siebie. Siebie w stanie, w jakim
znajdowaliśmy się podczas gotowania. Mając tę świadomość, możemy dokonywać
lepszych wyborów. Każdy z nas ma wewnętrzną mądrość i wie, co jest dla niego
dobre. Wystarczy wsłuchać się w to, co mówi nam nasz organizm. Potrzeba odrobiny
cierpliwości, by zacząć dostrzegać i właściwie interpretować sygnały, jakie nam
wysyła, ale chyba nie muszę przekonywać Was, że warto.
Ajurweda ma dla nas kilka wskazówek, aby ten proces
przyspieszyć:
1. Jedz tylko wtedy, gdy jesteś głodny.
2. Nie gotuj, kiedy jesteś w złym nastroju, źle się czujesz. Zanim wejdziesz do
kuchni, pozbądź się negatywnych uczuć.
2. Nie podjadaj i nie smakuj w trakcie przygotowywania posiłku.
3. Kiedy jesz, nie skupiaj się na niczym innym – nie czytaj, nie oglądaj
telewizji, nie słuchaj muzyki itp. Jedz powoli i uważnie.
4. Jedz w samotności lub w towarzystwie ludzi, których kochasz i wśród których
czujesz się dobrze.
5. Delektuj się każdym kęsem. Jeśli spożywasz pokarmy ciężkostrawne, skończ
zanim poczujesz się pełny. Jeśli jesz coś lekkiego, możesz najeść się do syta,
ale nie przejadaj się.
6. Po skończeniu posiłku posiedź jeszcze przez 5 minut, a następnie zrób krótki
spacer.
7. Bądź wdzięczny za to, co masz. Podziękuj za ten posiłek i za wszelkie dobro,
jakie Cię dziś spotkało.
Przyjmujecie wyzwanie zastosowania się do tych wskazówek
choć przez jeden dzień ? Na 100 %, bez wymówek i kompromisów. Trwa weekend,
czas odpoczynku. Uczyńcie z jedzenia swoisty rytuał, delektujcie się nim i
dzielcie z Waszymi bliskimi. Dla bardziej odważnych extra challenge.
Zrezygnujcie w tym dniu z jedzenia mięsa i innych produktów zwierzęcych.
Zaobserwujcie, jak się wtedy czujecie. Jeśli nie macie pomysłu na bezmięsny,
pełnowartościowy obiad, pędzę z pomocą. Moja propozycja to miłosny intensywnie
fioletowy mus buraczany. Połączenie buraka ze słonecznikiem i kokosem okazało
się strzałem w dziesiątkę (smakowym i odżywczym). Proponuję go w zestawie z
naleśnikami z mąki cieciorkowej, ale idealnie sprawdzi się z każdym ‘plackiem’ .
Mąka z ciecierzycy świetnie spełnia rolę jajka w cieście, do tego ma oryginalny
smak. Jej zastosowanie w kuchni hinduskiej jest szerokie. W wersji
bezglutenowej możecie pominąć płatki owsiane lub kupić te bezglutenowe (w eko
sklepach). Trzeba wtedy być bardziej ostrożnym przy smażeniu, ale wyjdą równie
smaczne. Naleśniki możecie polać dowolnym sosem. Ja użyłam sosu z tahiny (pasty
sezamowej) z kremem z warzyw. Przepis na sos już wkrótce J
SKŁADNIKI:
dla 2-3 osób
NALEŚNIKI:
¾ szkl. mąki z cieciorki (do
kupienia tutaj: http://www.littleindia.pl/trs-maka-groszkowa-1-kg.html)
¼ szkl. Zmielonych płatków owsianych
½ łyżeczki czarnuszki
sól
kurkuma
3 Łyżki oleju + odrobinę do smażenia
woda
MUS BURACZANY:
2 buraki
½ małego jabłka
garść zmielonych pestek słonecznika
1-2 Łyżki śmietanki kokosowej/ 100-150 ml mleka kokosowego
1 łyżeczka musztardy
1 Łyżka ghee
czarna gorczyca
kminek
sól
pieprz czarny świeżo mielony
sok z połowy cytryny
woda
PRZYGOTOWANIE:
Mąkę do naleśników wymieszać z solą, kurkumą i czarnuszką. Następnie
stopniowo dolewać wody, cały czas mieszając. Ciasto powinno mieć konsystencję
gęstej śmietany. Na koniec do ciasta dodać olej i odstawić na kilka minut.
Buraki i jabłko zetrzeć na tarce o małych oczkach. Rozpuścić ghee/olej, uprażyć
kminek i gorczycę. Dodać buraki i jabłko. Prażyć przez chwilę, aż buraki zaczną
puszczać sok. Wsypać mielony słonecznik i stopniowo dodawać mleko kokosowe lub
śmietankę kokosową (rozpuszczoną w 100 ml ciepłej wody). Dusić pod przykryciem
na małym ogniu, aż buraki wchłoną prawie cały płyn (jeśli jest taka potrzeba
dolewać wodę). Teraz zabrać się za smażenie naleśników. Potrzebna jest dobrej
jakości patelnia. Przy pierwszym naleśniku posmarować naczynie odrobiną
tłuszczu, przy kolejnych można go pominąć. Naleśniki te najlepiej smakują na ciepło,
zaraz po przygotowaniu.
Kiedy mus wchłonie niemal całą wodę, odstawić z ognia, doprawić
sola, musztardą i sokiem z cytryny oraz posypać pieprzem. Nadziewać nim
naleśniki i podawać same lub z dodatkowym sosem.