piątek, 26 grudnia 2014

Buraczana zupa, co nie jest barszczem


 
Perspektywa gotowania wigilijnego barszczu od początku nie nastrajała mnie pozytywnie. W kuchni lubię szybkie rozwiązania, a dobry barszcz, powinien mieć dobry zakwas, który trzeba przygotować kilka dni wcześniej. Poza tym jest mało ekonomiczny – powstaje niewiele płynu, w zamian za mnóstwo rozgotowanych warzyw, które są niesmaczne, a których szkoda wyrzucić. Nie zrozumcie mnie źle- uwielbiam prawdziwy domowy barszcz. W tym roku jednak zdecydowałam się i tu odstąpić od tradycji. Były buraki, ale w postaci kremu z pomarańczą i kokosem. Krem był rozgrzewający, lekki, zawierał wszystkie smaki i nawet teraz na jego myśl cieknie mi ślinka. Moja siostra, która nieszczególnie przepada za polską świąteczną kapuściano- grzybową tradycją powiedziała, że ta zupa to było jej ulubione wigilijne danie. Nie muszę dodawać, że jest idealny nie tylko na święta, ale na całą zimową porę.

SKŁADNIKI:
na 4-5 litrów

1 kg buraków
1 pietruszka
1 duże jabłko
1 łodyga selera naciowego
2 Łyżki ghee/ oleju kokosowego
1 Łyżka kolendry
1 Łyżka kminku
1 łyżeczka czarnego pieprzu
5 cm laski cynamonu
kilka goździków
1 łyżeczka asafetidy (opcjonalnie)
3 liście laurowe
sól
woda
sok z 0,5 cytryny
sok z 2 pomarańczy
4-5 Łyżek śmietanki kokosowej/ mleka kokosowego

PRZYGOTOWANIE:

Na suchej patelni uprażyć osobno nasiona kolendry, kminku, pieprzu, laskę cynamonu i goździki. Zmielić je razem. Buraki, pietruszkę i jabłko wyszorować i obrać (zostawić skórkę z jednego buraka). Pokroić je w kostkę. Seler naciowy posiekać w półksiężyce. W garnku z grubym dnem rozgrzać ghee, dodać zmielone przyprawy, asafetidę i liście laurowe. Kiedy po kuchni zacznie rozchodzić się piękny korzenny zapach, do garnka dodać wszystkie warzywa, śmietankę kokosową oraz skórkę z buraka (aby zupa zachowała intensywnie buraczkowy kolor),smażyć przez kilka minut i następnie zalać gorącą wodą (tyle, by wystawała kilka centymetrów ponad poziom warzyw). Kiedy się zagotuje dodać soli i gotować na małym ogniu przez co najmniej godzinę.  Pod koniec dodać sok z cytryny i pomarańczy. Na koniec wyjąć skórkę i wszystko dokładnie zblendować. Podawać z płatkami migdałowymi lub świeżą miętą. Pyszne.

wtorek, 23 grudnia 2014

Zwykłe niezwykłe gołąbki


Przyznam, że mięsnej wersji gołąbków nigdy nie lubiłam. Nijakie klejące nadzienie, rozgotowana kapusta i mączny sos w ogóle do mnie nie przemawiały. Z zamiarem przygotowani wersji jarskiej nosiłam się od dawna, ale na codzień gotuję tylko dla dwóch osób i po prostu nie mamy takiej mocy przerobowej, by zjeść naraz całą główkę kapusty. Na szczęście święta już za rogiem, przy wigilijnym stole zasiądzie aż 9 osób, więc to świetna okazja by wreszcie zrealizować swój gołąbkowy plan. W tej wersji korzystam z kapusty włoskiej, ponieważ ma znacznie ładniejszy i żywszy wygląd, od tradycyjnej. Farsz z zielonej soczewicy i kaszy gryczanej jest wyrazisty i trochę orietnalny, a sos pomidorowy z wędzoną śliwką to wisieńka na torcie.

SKŁADNIKI:
1 kg kapusty włoskiej
2 Łyżki sosu sojowego
2 Łyżki bulionu wegetariańskiego

FARSZ:
3/4 szkl. kaszy gryczanej (suchej)
1 szkl. soczewicy zielonej (suchej)
1 ziemniak ugotowany
2 saszetki kopru włoskiego
4 liście laurowe
ziele angielskie
2-3 Łyżki ghee/ oleju
1 czubata Łyżka garam masali
1 łyżeczka asafetidy/ 1 mała cebula pokrojona w kostkę
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
1,5 łyżeczki papryki wędzonej
1 łyżeczka papryki słodkiej
1,5 łyżeczki majeranku
1 łyżeczka kurkumy

SOS:
500 ml wywaru warzywnego/ bulionu wegetariańskiego
5 wędzonych śliwek
3 Łyżki koncentratu pomidorowego
szczypta soli
2 Łyżki mąki ryżowej

PRZYGOTOWANIE:
Soczewicę wypłukać i namoczyć w zimnej wodzie na 1 godzinę. W dużym garnku zagotować ok. 1,5 l wody, dodać sos sojowy i bulion. Z kapusty odciąć głąb i odrywać liście (wycinać główny nerw), Następnie wrzucać je pojedyńczo do bulionu i gotować parę minut, aby zmiękły. Po wyjęciu delikatnie odcisnąć z nadmiaru wody, uważając przy tym by nie porwać liścia. Kaszę przelać wrzątkiem, wypłukać i ugotować w 1,5 szkl. wody z liściem laurowym i szczyptą soli. Osobno ugotować (w stosunku 2:1) do miękkości soczewicę z herbatką z kopru włoskiego. Pod koniec dodać odrobinę soli. Jeśli soczewica nie jest jeszcze całkowicie miękka, dolać gorącej wody i zaczekać aż wchłonie cały płyn. W jednym naczyniu wymieszać ugotowane kaszę i soczewicę. Ziemniaka rozgnieść widelcem i dodać do farszu. Na patelni rozgrzać olej. Uprażyć na nim wszystkie przyprawy (w tym cebulę) i dodać do nadzienia. Całość delikatnie zblendować, tak aby poszczególne składniki nadal były wyczuwalne. Gotowe nadzienie nakładać łyżką na rozłożone liście kapusty i zawijać ściśle, aby nie rozwinęły się w czasie gotowania. Tradycyjnie gołąbki gotuje się przez kilkadziesiąt minut w bulionie. Ja wolę wersję gotowaną na parze. Do farszu nie przenika wtedy woda i całość jest bardziej zwarta. Poza tym wszystkie wartości odżywcze pozostają w gołąbkach, a nie w wodzie. Wybór należy do Was. W obu wypadkach gołąbki powinny do siebie dokładnie przylegać, aby nie rozleciały się w czasie gotowania. Gotować je do miękkości (30-45 minut). Na sam koniec gołąbki można podpiec przez kilkanaście minut w piekarniku, dzięki czemu trochę zbrązowieją i staną się chrupiące.

Do przygotowania sosu potrzebne jest ok. 0,5 litra warzywnego wywaru. Ja używam zawsze wody, jaka pozostaje mi z gotowania na parze różnych warzyw (do tego dodaję ew. 1 łyżkę bulionu warzywnego). Do wywaru należy dodać wędzone śłiwki i gotować przez chwilę, aż wydobędzie się ich smak i aromat. Po paru minutach trzepaczką wmieszać koncentrat pomidorowy  (ilość zależy od intensywności smaku, jaki chcecie uzyskać), jeśli jest taka potrzeba, odrobinę soli i na koniec mąkę ryżową. Gołąbki polać sosem. Podawać na przykład z puree ziemniaczanym (lub warzywnym). Mniam ...




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wigilijny bigos


Niemal w każdym domu istnieje sprawdzony od lat przepis na bigos przygotowywany specjalnie na wigilijną kolację. Chyba nie skłamie mówiąc ile gospodyń, tyle receptur. W dodatku każdy Polak ma swoje wyobrażenie na temat jego idealnego smaku. Biorąc to pod uwagę, w cale nie zamierzałam zamieszczać tego przepisu. Pomyślałam, że bigos ten wystawię na ocenę tylko swoich najbliższych i nie będę  konfrontowała się z wielowiekową tradycją. Zwłaszcza, że moja wersja nie zawiera ani grama mięsa, co możnaby uznać za profanację. Efekt końcowy jest jednak tak daleko zadowalający, że grzechem byłoby go trzymać w ukryciu.  Smakiem nie ustępuje w niczym wersji tradycyjnej. Suszone grzyby, wędzona śliwka, czerwone wino, dobrej jakości kiszona kapusta i zmyślnie dobrane przyprawy składają się na całość, która cudownie łechce podniebienie. Wędzone tofu do złudzenia przypomina mięsny wkład, tak że nawet jego zagorzali fani byliby zadowoleni. Jeśli więc przygotowanie tegorocznego kultowego wigilijnego dania jeszcze przed Wami z całym przekonaniem zachęcam Was do wypróbowania mojej wersji. Czyż świadomość, że Wasze świętowanie przy świątecznym stole pośród ogólnej radości i miłości nie jest okupione cierpieniem innych zwierząt, nie byłoby wspaniałe ? Gwarantuję, że będziecie zadowoleni. To jak, dacie się namówić ?

SKŁADNIKI:
1 kg dobrej kiszonej kapusty
1 kg włoskiej kapusty
1 cebula
olej
4 liście laurowe
1 Łyżka ziaren jałowca
1 łyżka ziela angielskiego
1 łyżka soli
2 łyżeczki papryki wędzonej w proszku
1 kostka wędzonego tofu (300g)
woda
1 małe jabłko
duża garść suszonych grzybów
duża garść wędzonych śliwek
2 Łyżki sosu sojowego
150 ml półsłodkiego/półwytrawnego czerwonego wina
2-3 Łyżki powideł śliwkowych
mały koncentrat pomidorowy

PRZYGOTOWANIE:
Grzyby namoczyć na kilka godzin w wodzie. Kapustę kiszoną pokroić na mniejsze kawałki. Do garnka z grubym dnem wlać olej, tak by równomiernie przykrył całe dno i rozgrzać go. Dodać przyprawy i posiekaną w kostkę cebulę . Kiedy cebula się zeszkli, dodać pokrojone w kostkę tofu i po chwili kapustę kiszoną, wymieszać i zalać 1 l przegotowanej wody. Zmniejszyć ogień i gotować przez ok. godzinę. W tym czasie poszatkować dość drobno kapustę i przelać ją wrzątkiem, rozdrobnić też grzyby i wędzone śliwki. Jabłko pokroić w małą kostkę. Grzyby (wraz z wodą z moczenia), śliwki, jabłko i sos sojowy dodać do garnka, po czym stopniowo dodawać kapustę włoską. Dolać tyle (ciepłej) wody, by przykryła całość, wymieszać dokładnie i dalej gotować. Po ok. godzinie dodać wino, wymieszać i na najmniejszym ogniu gotować przez kolejne kilka godzin (nawet 5 do 6). Pod koniec dodać powidła śliwkowe i, jeśli lubicie, koncentrat pomidorowy (bigos jest równie smaczny bez niego). Choć nie jest to podejście ajurwedyjskie wszyscy dobrze wiemy, że bigos smakuje najlepiej po kilku dniach, kilkukrotnie odgrzewany, gdy wszystkie składniki dokładnie się połączą. W tych najbliższych dniach postarajmy się jednak zachować przy stole zdrowy rozsądek, a gdy nam go zabraknie pamiętajmy o naparze z nasion kolendry i tonach herbatki z kopru włoskiego J  
 
 


piątek, 12 grudnia 2014

Z serca na talerz czyli naleśniki z miłosnym musem buraczanym

 
Czy doświadczyliście kiedyś błogostanu po zjedzeniu posiłku ugotowanego przez kogoś, kto w przygotowanie włożył całe swoje serce ? Nie ważne czy była to mama, babcia, brat, przyjaciel czy nieznajomy. Nie ważne też tak naprawdę co na tym talerzu się znalazło. Jeśli  nakarmienie Was i wspólne świętowanie przy jednym stole sprawiło gotującemu najwyższą radość, Wy z pewnością odczuliście to zarówno podczas jedzenia, jak i po posiłku. Dla kontrastu przypomnijcie sobie uczucie, jakie towarzyszyło Wam po zjedzeniu na przykład w barze szybkiej obsługi. W zasadzie nie trzeba szukać aż tak ekstremalnych i oczywistych przykładów. Wystarczy przywołać sytuację, w której sami z obowiązku ugotowaliście sobie coś małowartościowego, po czym zjedliście to szybko i nieuważnie. Ociężałość, senność czy problemy z trawieniem to tylko jedne z wielu możliwych „atrakcji”,  jakie potem na Was czekały. Zastanawialiście się kiedyś jaka jest tego przyczyna ? Czy na pewno chodzi tu tylko o składniki odżywcze lub ich brak ? A może staracie się odżywiać zdrowo i racjonalnie, a mimo tego czujecie się źle po jedzeniu ?
Ajurweda czyli starożytna holistyczna medycyna hinduska uczy, że nawet najzdrowszy produkt i najskuteczniejszy lek, mogą stać się trucizną, jeśli spożywane są w nieodpowiedni sposób i/lub w nadmiarze. Jedzenie dostarcza nam energii. Buduje nasze komórki, ale także wpływa na nasz umysł i samopoczucie. Instynktownie wiemy, że kiedy jest nam zimno, powinniśmy wypić rozgrzewającą imbirówkę z miodem. Latem zaś chętniej sięgamy po surowe owoce, które schładzają nas i orzeźwiają. Każdy pokarm, który spożywamy oddziałuje na nas w określony sposób. Co więcej my sami również mamy wpływ na przygotowywany przez nas pokarm. Jeśli gotujemy, kiedy nie mamy na to ochoty, jesteśmy poddenerwowani lub źli, jedzenie ewidentnie smakuje gorzej. Oto właśnie cała tajemnica babcinych obiadów i jednocześnie fastfoodowej niestrawności. Poprzez pożywienie przekazujemy swoim odbiorcom odrobinę siebie. Siebie w stanie, w jakim znajdowaliśmy się podczas gotowania. Mając tę świadomość, możemy dokonywać lepszych wyborów. Każdy z nas ma wewnętrzną mądrość i wie, co jest dla niego dobre. Wystarczy wsłuchać się w to, co mówi nam nasz organizm. Potrzeba odrobiny cierpliwości, by zacząć dostrzegać i właściwie interpretować sygnały, jakie nam wysyła, ale chyba nie muszę przekonywać Was, że warto.
Ajurweda ma dla nas kilka wskazówek, aby ten proces przyspieszyć:
1. Jedz tylko wtedy, gdy jesteś głodny.
2. Nie gotuj, kiedy jesteś w złym nastroju, źle się czujesz. Zanim wejdziesz do kuchni, pozbądź się negatywnych uczuć.
2. Nie podjadaj i nie smakuj w trakcie przygotowywania posiłku.
3. Kiedy jesz, nie skupiaj się na niczym innym – nie czytaj, nie oglądaj telewizji, nie słuchaj muzyki itp. Jedz powoli i uważnie.
4. Jedz w samotności lub w towarzystwie ludzi, których kochasz i wśród których czujesz się dobrze.
5. Delektuj się każdym kęsem. Jeśli spożywasz pokarmy ciężkostrawne, skończ zanim poczujesz się pełny. Jeśli jesz coś lekkiego, możesz najeść się do syta, ale nie przejadaj się.
6. Po skończeniu posiłku posiedź jeszcze przez 5 minut, a następnie zrób krótki spacer.
7. Bądź wdzięczny za to, co masz. Podziękuj za ten posiłek i za wszelkie dobro, jakie Cię dziś spotkało.
Przyjmujecie wyzwanie zastosowania się do tych wskazówek choć przez jeden dzień ? Na 100 %, bez wymówek i kompromisów. Trwa weekend, czas odpoczynku. Uczyńcie z jedzenia swoisty rytuał, delektujcie się nim i dzielcie z Waszymi bliskimi. Dla bardziej odważnych extra challenge. Zrezygnujcie w tym dniu z jedzenia mięsa i innych produktów zwierzęcych. Zaobserwujcie, jak się wtedy czujecie. Jeśli nie macie pomysłu na bezmięsny, pełnowartościowy obiad, pędzę z pomocą. Moja propozycja to miłosny intensywnie fioletowy mus buraczany. Połączenie buraka ze słonecznikiem i kokosem okazało się strzałem w dziesiątkę (smakowym i odżywczym). Proponuję go w zestawie z naleśnikami z mąki cieciorkowej, ale idealnie sprawdzi się z każdym ‘plackiem’ . Mąka z ciecierzycy świetnie spełnia rolę jajka w cieście, do tego ma oryginalny smak. Jej zastosowanie w kuchni hinduskiej jest szerokie. W wersji bezglutenowej możecie pominąć płatki owsiane lub kupić te bezglutenowe (w eko sklepach). Trzeba wtedy być bardziej ostrożnym przy smażeniu, ale wyjdą równie smaczne. Naleśniki możecie polać dowolnym sosem. Ja użyłam sosu z tahiny (pasty sezamowej) z kremem z warzyw. Przepis na sos już wkrótce J
SKŁADNIKI:
dla 2-3 osób
NALEŚNIKI:
¾  szkl. mąki z cieciorki (do kupienia tutaj: http://www.littleindia.pl/trs-maka-groszkowa-1-kg.html)
¼ szkl. Zmielonych płatków owsianych
½ łyżeczki czarnuszki
sól
kurkuma
3 Łyżki oleju + odrobinę do smażenia
woda
MUS BURACZANY:
2 buraki
½ małego jabłka
garść zmielonych pestek słonecznika
1-2 Łyżki śmietanki kokosowej/ 100-150 ml mleka kokosowego
1 łyżeczka musztardy
1 Łyżka ghee
czarna gorczyca
kminek
sól
pieprz czarny świeżo mielony
sok z połowy cytryny
woda

PRZYGOTOWANIE:
Mąkę do naleśników wymieszać z solą, kurkumą i czarnuszką. Następnie stopniowo dolewać wody, cały czas mieszając. Ciasto powinno mieć konsystencję gęstej śmietany. Na koniec do ciasta dodać olej i odstawić na kilka minut. Buraki i jabłko zetrzeć na tarce o małych oczkach. Rozpuścić ghee/olej, uprażyć kminek i gorczycę. Dodać buraki i jabłko. Prażyć przez chwilę, aż buraki zaczną puszczać sok. Wsypać mielony słonecznik i stopniowo dodawać mleko kokosowe lub śmietankę kokosową (rozpuszczoną w 100 ml ciepłej wody). Dusić pod przykryciem na małym ogniu, aż buraki wchłoną prawie cały płyn (jeśli jest taka potrzeba dolewać wodę). Teraz zabrać się za smażenie naleśników. Potrzebna jest dobrej jakości patelnia. Przy pierwszym naleśniku posmarować naczynie odrobiną tłuszczu, przy kolejnych można go pominąć. Naleśniki te najlepiej smakują na ciepło, zaraz po przygotowaniu.
Kiedy mus wchłonie niemal całą wodę, odstawić z ognia, doprawić sola, musztardą i sokiem z cytryny oraz posypać pieprzem. Nadziewać nim naleśniki i podawać same lub z dodatkowym sosem.


środa, 10 grudnia 2014

Ostatnie dyniowe impresje czyli curry z dynii i jarmużu


Już za chwilę dynia zniknie z warzywnych straganów na dobre kilka miesięcy. Jako jej oddana fanka, jeszcze nie mogę się z tym pogodzić. Łapię więc ostatnie chwilę, by wykorzystać jej wszechstronne możliwości w kuchni. Tym razem dynia w połączeniu z jarmużem w bardzo pożywnym i aromatycznym curry. Najlepsze z ryżem basmati lub czapati*

SKŁADNIKI:
dla 2 osób

¾ szkl. Pokrojonej w kostkę dyni (ja użyłam hokkaido)
3- 4 liście jarmużu (możecie tez użyć szpinaku)
100 ml mleka kokosowego lub śmietanki kokosowej
1 Łyżka ghee/ oleju kokosowego
½ łyżeczki kolendry (ziarna)
½ łyżeczki kminku rzymskiego
¼ łyżeczki czarnej gorczycy
¼ łyżeczki kozieradki
1 liść laurowy
½ łyżeczki drobno pokrojonego świeżego imbiru
¼- ½ łyżeczki kurkumy
¼ łyżeczki asafetidy (opcjonalnie)
szczypta soli

*czapati – okrągłe chlebki będące podstawową w kuchni hinduskiej

PRZYGOTOWANIE:

Dynię ugotować na parzę. Są dwie możliwości- można ugotować ją na twardo, dzięki czemu kawałki warzywa będą wyraźnie wyczuwalne w potrawie lub rozgotować na puree, które potem zagęści sos. Wybór należy do Was. Liście jarmużu blanszować przez 2 minuty, po czym oddzielić od głównego nerwu i porwać na mniejsze kawałki. W garnku z grubym dnem rozpuścić ghee/olej. Kiedy tłuszcz dobrze się rozgrzeje wsypać kolendrę, kminek i gorczycę*. Kiedy ta ostatnia przestanie strzelać, dodać kozieradkę**, liść laurowy, a po chwili świeży imbir. Prażyć jeszcze chwilę i odstawić z palnika. Na koniec wsypać kurkumę i asafetidę. Teraz można powoli wmieszać w nią ciepłe mleko kokosowe, połączyć dokładnie i dodać warzywa. Nie ma prostszego i zdrowszego obiadu niż takie cudowne curry.

*Jeśli nie lubicie któregoś z ziarenek w potrawie możecie je wcześniej uprażyć na suchej patelni i zmielić w młynku. W takim wypadku daną przyprawę dodajecie na końcu z kurkumą i asafetidą.  
**UWAGA: kozieradka bardzo szybko się przypala i nabiera goryczki. Dlatego dodajcie ją jako ostatnie ziarno. Nie powinna się prażyć dłużej niż 15 sekund.
 

niedziela, 7 grudnia 2014

MINI Szarlotka na MAXI niedzielę


 
Pewnie większość z Was słyszała już o sypanej szarlotce. Przepis na nią od dawna krąży w internecie. Jest jednym z moich ulubionych wypieków – nie trzeba wyrabiać ciasta, a więc jest obłędnie szybka, a do tego bardzo smaczna. W ciągu ostatnich paru lat piekłam ją wielokrotnie, za każdym razem coś w niej zmieniając. Można bawić się użyciem różnego rodzaju mąk (z kaszy jaglanej, gryczanej, amarantusa, orzechów, migdałów, orkiszu itp.), a także owoców. W sezonie zamieniając jabłka na jagody otrzymacie wyśmienitą kruchą jagodziankę. Gruszki również pasują idealnie. Dziś wcieliłam w życie pomysł, który od dawna chodził mi po głowie. Dlaczego nie spróbować zrobić sypanych babeczek – myślałam sobie. Moje obawy, że babeczki nie będą zwarte i że tłuszcz nie rozprowadzi się równomiernie okazały się bezpodstawne. Są pyszne, a dzięki temu, że pieczemy je w mniejszych porcjach, gotowe są dwa razy szybciej niż tradycyjne ciasto. Tak przygotowane babeczki to idealny deser, gdy odwiedzą nas niezapowiedziani goście , gdy mamy mało czasu lub gdy chcemy mieć zdrowszą alternatywę drożdżówki w pracy lub szkole. A z gałką lodów waniliowych i bitą śmietaną będą już pełnowymiarową rozpustą. Babeczki przygotowałam w dwóch wersjach. Przedstawiam Wam, moim zdaniem smaczniejszą, wersję bezglutenową. Pamiętajcie jednak, że w kuchni liczy się kreatywność i Wasz aktualny asortyment, więc możecie stworzyć swoją własną  niepowtarzalną wersję. Kolorowej niedzieli J

SKŁADNIKI:
na ok. 12 babeczek

½ szkl. mąki ryżowej
½ szkl. suchej kaszy jaglanej
½ szkl. drobnej kaszki kukurydzianej
1/3 - ½ szkl. ksylitolu (w ostateczności cukru trzcinowego)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
4-5 średniej wielkości słodkich jabłek
cynamon
goździki
kardamon (opcjonalnie)
1 łyżeczka soku z cytryny
1-1,5 czubata Łyżka ghee/oleju kokosowego ew. dowolnego dobrej jakości oleju na każdą babeczkę

+papierowe foremki i blacha do pieczenia muffinów

PRZYGOTOWANIE:
Zmielić drobno kaszę jaglaną, połączyć z mąką, kaszką kukurydzianą, sodą i ksylitolem. Do drugiego naczynia zetrzeć jabłka i wymieszać z sokiem z cytryny i mielonymi przyprawami. Aby owoce były bardziej zwarte wmieszać 2-3 Łyżki sypkiej podstawy. Do każdej foremki wsypać suchą mieszankę na ok. połowę wysokości. Na to położyć/ wylać równomiernie połowę tłuszczu, przykryć solidną łyżką jabłek, wyrównać i posypać ponownie cienką warstwą jaglano-ryżowej mieszanki. Na wierzchu położyć resztę tłuszczu. Piekarnik rozgrzać do 180-190 stopni i piec przez 25-30 minut. Ostudzić, wyjąć z foremek i gotowe J





środa, 3 grudnia 2014

Polska wariacja na temat polenty z słodkimi ziemniakami i sosem pomidorowym


Zanim na dobre wyruszymy we wspólną podróż kulinarną, bardzo chciałam odkryć przed Wami tajemną krainę przypraw czyli absolutną podstawę w mojej kuchni. Jak je przygotowywać, jakie mają właściwości, jak łączyć i mnóstwo innych fascynujących i praktycznych informacji. Sami jednak wiecie najlepiej, że życie bardzo często weryfikuje nasze plany i musicie jeszcze poczekać kilka dni. Nie oznacza to jednak, że zostawiam Was z niczym. Dziś krótko, ale zdecydowanie na temat. Mam dla Was potrawę prostą i bardzo szybką w wykonaniu. W roli głównej kaszka kukurydziana i najpopularniejszy sposób jej przygotowania w kuchni włoskiej czyli polenta. We Włoszech jest tak popularnym dodatkiem, jak w Polsce ziemniaki. Mnie zniewala jej prostota. Można ją przygotować zarówno na słono i na słodko. Świetnie dogaduje się z różnymi dodatkami. Ja najbardziej lubię ją ugotowaną z czarnuszką i suszonymi pomidorami w zestawieniu ze słodkimi ziemniakami. Właśnie taką wariację Wam proponuję. Do tego podstawowy przepis na samodzielnie przygotowany sos pomidorowy. Wszystkie gotowe przeciery i mieszanki nijak się mają do aromatycznego sosu domowego. Polentę świetnie sprawdzi się także z każdą zupą (zwłaszcza kremową), dahlem (gęstą zupą z soczewicy/ fasolką) czy warzywnym curry.

SKŁADNIKI:
(dla 2-3 osób)

Danie główne:
75 g drobnej kaszki kukurydzianej
500 ml wody
3 suszone pomidory
czarnuszka
sól
kurkuma
1 Łyżka masła klarowanego/ oleju kokosowego 

1 duży batat (słodki ziemniak)
czosnek niedźwiedzi
papryka słodka
sól

1/3 szkl. pestek dyni i/lub słonecznika

Sos pomidorowy:
4 dojrzałe pomidory
2 Łyżki ajwaru* lub 1 papryka (niekoniecznie)
1 Łyżka masła klarowanego/ oleju kokosowego
nasiona kolendry
czarna gorczyca
1/2 łyżeczki drobno posiekanego świeżego imbiru
asafetida** (opcjonalnie)
liście kolendry lub świeży tymianek
liść laurowy
sól
liście kolendry lub świeży tymianek
pieprz czarny (najlepiej świeżo mielony)

* pasta warzywna przyrządzana z papryki i bakłażanów. Dostępna w dobrych delikatesach
** popularna przyprawa w kuchni indyjskiej, często używana zamiast cebuli i czosnku

 PRZYGOTOWANIE:

Rozpocząć od polenty. Zagotować 0,5 l wody dodać 1/2-1 łyżeczkę soli, suszone pomidory oraz odrobinę czarnuszki i kurkumy. Następnie powoli, cały czas mieszając, dodawać kaszkę kukurydzianą. Zmniejszyć ogień i gotować ok. 10 minut, aż kaszka wchłonie wodę i będzie miękka. Mieszać często, aby nie przypalić garnka. Po tym czasie przełożyć polentę do płaskiego naczynia i wyrównać. Odstawić w chłodne miejsce, aby zastygła.  

Teraz czas na sos pomidorowy. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, pozbawić gniazd nasiennych i rozdrobnić. To ważne, aby pozbyć się skórki i nasion, ponieważ są ciężkostrawne i zakwaszają organizm. W garnku z grubym dnem rozpuścić tłuszcz, dodać nasiona kolendry i czarnej gorczycy. Kiedy gorczyca przestanie strzelać wsypać liść laurowy, świeży imbir, na końcu asafetidę. Następnie dodać pastę ajwar i po chwili pierwszego pomidora i odrobinę ciepłej wody( ilość wody zależy od gęstości sosu, jaki chcecie uzyskać). Gotujcie mieszankę na małym ogniu. Kiedy zacznie delikatnie bulgotać, czynność powtórzcie z każdym kolejnym pomidorem. Jeśli wrzucicie wszystkie pomidory od razu całość zacznie bulgotać szybko , ale nie będzie odpowiednio miękka i ugotowana. Po dodaniu ostatniego pomidora całość należy dusić jeszcze przez kilka minut. Jeśli chcecie, aby sos miał bardziej kremową konsystencję, zmiksujcie go blenderem.

W międzyczasie ugotujcie na parze słodkiego ziemniaka (nie obierajcie go ze skórki, jest jadalna) pokrojonego w grube nieregularne kształty. Najprostszym sposób, na uparowanie jakiegokolwiek warzywa jest ułożenie go na metalowym sitku, które kładziemy na małym garnku z gotującą się wodą i przykrywamy. Batat potrzebuje jedynie 3-5 minut (w zależności od twardości, jaką chcecie uzyskać).

Na koniec pokrójcie polentę w małe prostokąty. Na suchej patelni uprażcie pestki słonecznika i/lub dyni razem z słodką papryką, czosnkiem niedźwiedzim i ew. odrobiną soli. Kiedy pestki zaczną delikatnie brązowieć dodajcie batata i polentę, wymieszajcie dokładnie i prażcie jeszcze razem przez 2 minuty. Na talerzu posypcie całość mielonym pieprzem oraz świeżą kolendra, tymiankiem lub innym ulubionym ziołem Sos najlepiej jest przelać do osobnego dzbanuszka i polewać przed samym zjedzeniem.

Et voilà

niedziela, 30 listopada 2014

Makowy tort narodzinowy z nutą pomarańczy

Ten blog jest dla mnie jak długo wyczekiwane dziecko. Pomysł założenia go powstał w mojej głowie już dawno. Jednak zawsze mówiłam sobie, że to jeszcze nie pora, jeszcze za mało wiem, nie mam czasu, narzędzi i tak w nieskończoność. Aż wreszcie stwierdziłam, że zaryzykuję, przestanę mnożyć wymówki i skupię się na realizacji. Kiedy powzięłam tę decyzję w mojej głowie zaczęło się roić od pomysłów na rozmaite dania, nowe połączenia. Moją głowę wypełniły zapachy, kolory, smaki.

I tak przedstawiam Wam dziś cudeńko trochę bardziej czasochłonne niż większość przygotowywanych przeze mnie potraw, bo wszyscy wiemy jak ważne jest pierwsze wrażenie, a tu efekt jest zniewalający. W dodatku kiedy na świat przychodzi Twoja ukochana dziecina, chcesz to należycie uczcić. Przygotowanie trzech warstw zajmuje chwilę, ale w przepisie nie ma nic trudnego . Kakaowy spód ma idealną miękką konsystencję. Mak nadaje kremowej masie cudowny świąteczny posmak, a galaretka przygotowana z zaskakującego połączenia gruszki, dyni i soku pomarańczowego z intensywnym świeżym imbirem orzeźwia i przełamuje słodkość całości. Jeśli powiem jeszcze, że ten deser nie zawiera cukru, nabiału, jaj i glutenu - jest zdrowy i niezwykle odżywczy, czy będę musiała Was dłużej namawiać, byście sami spróbowali przygotować go w swoim domu ? Idealnie sprawdzi się nie tylko na urodziny, ale także na świątecznym stole. Zatem do dzieła :)

SKŁADNIKI:

Spód:
¾ szkl. Mąki ryżowej
¾ szkl. Mąki z amarantusa
8-10 daktyli
2 Ł kakao

¾ szkl. wody (ok. 150 ml)
5 Łyżek dobrej jakości oleju
szczypta soli

Masa kremowa:
1 szkl. kaszy jaglanej
½- ¾ szkl. ksylitolu (lub innego słodu)
3 szkl. wody
150 ml soku z pomarańczy i/lub cytryny
4-5 Łyżki śmietanki kokosowej (dostępnej np. w Kuchniach Świata lub tu: http://www.littleindia.pl/ktc-smietanka-kokosowa-200-g.html)
1/3 szkl. mielonego maku
2 garści skórki pomarańczowej
 2,5 łyżeczki agaru*
1 Łyżka ghee (masło klarowane) / oleju kokosowego
szczypta soli

Galaretka:
1 dojrzała gruszka
1/2 szkl. posiekanej dyni
100 ml soku z pomarańczy
świeży imbir
2-3 Ł dowolnego słodu (ja użyłam cukru palmowego jageery dostępny tu: http://www.littleindia.pl/trs-cukier-palmowy-450-g.html)
1,5 ł agaru
*agar - roślinny odpowiednik żelatyny. Dostępny w każdym sklepie z zdrową żywnością

PRZYGOTOWANIE:

Spód:
Daktyle zalać 150 ml wody, odstawić na chwilę. Wymieszać ze sobą mąki. Możecie użyć dowolnej mieszanki. Następnie dodać olej i wymieszać widelcem do połączenia. Kiedy daktyle będą miękkie, zmiksować je blenderem i powoli przelać płyn do reszty ciasta. Wyrobić dokładnie i uformować kulkę. Równomiernie rozłożyć na spodzie tortownicy wysmarowanej olejem i piec w 180-190 stopniach przez 15-20 minut.

Masa kremowa:
Kaszę jaglaną dwukrotnie wypłukać w ciepłej wodzie, zalać ją 2 szklankami wody, dodać ghee/ olej kokosowy, ksylitol, sól i gotować pod przykryciem aż będzie bardzo miękka i wsiąknie niemal całą wodę (dolać jeśli jest za mało). Po ugotowaniu dodać sok pomarańczowy (ja użyłam jednodniowego bez cukru, możecie też wycisnąć sok sami) i sok z cytryny i od razu zblendować na gładką masę. To bardzo ważne. Im wcześniej to zrobicie, tym będzie Wam łatwiej. W drugim garnku gotować śmietankę kokosową z 1 szk. pozostałej wody (możecie też użyć po prostu 1 szkl. mleczka kokosowego), skórką pomarańczową i mielonym makiem. Kiedy płyn się zagotuje i mak będzie miękki powoli dodać agar, mieszając intensywnie, aby nie powstały grudki. Odstawić z ognia i połączyć z kremem jaglanym. Należy szybko mieszać (najlepiej trzepaczką ) do momentu aż masa dokładnie się połączy i będzie gładka. Wylać na tortownicę, wyrównać na wierzchu i odstawić w chłodne miejsce.

Galaretka;
Dynię i gruszkę pokroić w małą kostkę, połączyć ze wszystkimi składnikami oprócz agaru i gotować na małym ogniu, aż owoce zmiękną. Całość zblendować, dodać agar i rozłożyć równomiernie na wierzchu naszego ciasta.

Ciasto zostawić do ostygnięcia i schłodzenia w lodówce przez kilka godzin (najlepiej na noc).

SMACZNEGO :)